Piszę to tęskniąc za tymi, z którymi mi najlepiej.
Za nią. Za naszymi głupotami, za naszymi dniami, wieczorami, szalonymi podróżami, za chichotaniem i przytulaniem, za jej uśmieszkiem, za wsparciem, które w niej mam, za rozmowami, za wszystkim z nią.
Za nimi. Za tym, co nas połączyło, za robotą nad przedstawieniem, dyktaturą, głupotami, za warsztatami teatralnymi, za uczeniem się tekstów, których nigdy nie mogłam zapamiętać, za radami, za narzekaniami i spotkaniami na Zeylanda.
Za nią - idealną współlokatorką.
I za nimi, moimi altówkami.
Za nimi. Za gotującymi mężczyznami w Chrobrzanej kuchni, za idealnymi współlokatorkami, za Chrobrym, naszymi kolacjami, za nocnymi rozmowami, za u-u-urodzinami, za toporem niezgody, za rudymi włosami, za kawą, grafikiem w kuchni i serkiem waniliowym z Biedronki.
Za nimi i homemade karaoke.
Za nimi - językoznawcami.
Za Soudarionem.
Za nim. Tak, najbardziej za nim.
Za nimi. Za rodziną.
Za nią i jej bajzlem. Za przytulaniem, za rozmowami, za herbatą z gruszką, za głupotami, za śpiewaniem z nią, chodzeniem na próby, za kłótniami i płakaniem z nią, za wrzeszczeniem, bębnami i całym tym kochanym hałasem, za jej muzyką, za byciem razem.
Za ZIONem.
Za Zeylandią i ludźmi (z) Góry.
Herbata z gruszką na Zeylanda była całkiem spoko :))) wracaj już :*
OdpowiedzUsuńJull ;)
:** słonko... już niedługo! ja teeeżżżż tęssssknięęęę! :) ale pamiętam o Tobie i wyściskam Cię jak tylko Cię zobaczę! ;))
OdpowiedzUsuńZa mną widzę, że już nie tęsknisz... Anonim z językoznawstwa...
OdpowiedzUsuńza Tobą też, anonimie kochany, co masz swojego Michała o imieniu Michał, jak nie każdy, kto swego Michała posiada.
UsuńAkurat nie o Michale mowa, zresztą fakt - źle napisałem ponieważ na językoznawstwie już mnie długo nie ma...
OdpowiedzUsuń